Kto choć otarł się o świat muzyki rockowej, ten nie ma prawa nie znać tego pana. Bruce Dickinson – człowiek instytucja. Frontman wiecznie żywej Żelaznej Dziewicy, który już od ponad 40 lat porywa tłumy kolejnych pokoleń fanów, spragnionych heavymetalowych dźwięków. Sceniczny wulkan energii, jednocześnie nie bojący się odkrywać nowych ścieżek w swoim życiu. Bo czyż pilotowanie Boeinga 747, albo uczestnictwo w turniejach szermierczych nie wymaga szaleńczej odwagi i samozaparcia?
(...)
Nadszedł wreszcie wyczekiwany przez miliony fanów dzień, w którym światło dzienne ujrzała autobiografia ów człowieka renesansu. Niejeden miłośnik Iron Maiden ostrzył sobie zęby i przełykał nadmiar śliny na samą myśl o zawartości książki: „Bruce Dickinson – Autobiografia: Do czego służy ten przycisk?”. Wszak większość życia spędzonego w towarzystwie wesołej ferajny Steve’a Harris’a musiało obfitować w niezliczone anegdoty, wypadki, kłótnie, czy zdarzenia, które z przyjemnością poznałby każdy fan zespołu. I w tym miejscu należy ostudzić nieco emocje oraz polać głowy zimną wodą. Nie jest to bowiem opowieść jakiej się spodziewacie.
Pan Dickinson to piekielnie inteligentne stworzenie. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Stanie na czele tak potężnej machiny tortur jak Żelazna Dziewica, zdobycie wszelakich licencji lotniczych, szkolenie młodych pilotów – to wszystko (oraz wiele więcej) potwierdza jego wielkość. I właśnie o tym w dużej mierze traktuje lektura jego książki. Zawiedzie się ten, kto poszukuje mnóstwa ciekawostek z obozu Iron Maiden. Owszem, znajdziemy kilka fajnych wspomnień „spoza sceny”, ale dla spragnionych ociekających krwią i testosteronem newsów z muzycznej przygody Bruce’a nie mam dobrych wieści. Wątki dotyczące Ironów potraktowane są na zasadzie: „weszliśmy do studia, nagraliśmy nowy album, pojechaliśmy w dłuuugą trasę, było bardzo wyczerpująco ale fajnie ”. Potem znów studio, koncerty itd., itp. Dużo więcej dowiecie się o jego prywatnych zamiłowaniach do latania, czy szermierki. Jest też co nieco o przebytej (na szczęście zwycięskiej) walce z rakiem. A na deser ani słowa o życiu prywatnym, tudzież uczuciowym. Hmmm... Czy to przekreśla powyższy tytuł? Zależy jak na to spojrzeć...
Jeśli szukacie informacji o Iron Maiden – lepiej sięgnijcie po którąś z ich licznych biografii (polecam tą autorstwa Mick’a Wall’a „Run To The Hills”). Jeśli jednak chcecie przeczytać ciekawą historię człowieka żyjącego swoimi marzeniami, potrafiącego w dodatku je urzeczywistniać, a ponad to lubicie tematykę „wokółsamolotową” – jest to lektura dla Was idealna.
Mnie osobiście „Do czego służy ten przycisk?” nie powaliło na łopatki. Być może stało się tak dlatego, że legenda lidera Iron Maiden znacznie przewyższyła realia... Co nie zmienia faktu, że to kawał solidnej roboty. W końcu Dickinson nie sprzedałby nam bubla, co nie?!
„Do czego służy ten przycisk? Autobiografia.” to świetna książka, dzięki której możemy zapoznać się z życiem wokalisty znanego na całym świecie zespołu Iron Maiden. Jak w większości książek tego typu, również w tej, autor zaczyna od opowiedzenia nam o swoim dzieciństwie i latach szkolnych, które wbrew pozorom nie są nudnymi opowieściami o nauce czy czasie spędzanym z rodziną, który nie wiele osób mógłby zainteresować.
(...)
Dickinson temu wczesnemu etapowi swojego życia, poprzedzającego karierę muzyczną, poświęcił sporą ilość stron, które należą do jednych z najbardziej interesujących momentów z całej biografii. Czas ten różnił się od tego, co większość z nas doskonale zna z własnego doświadczenia i pozwala czytelnikowi zapoznać się z tym, skąd wzięły się jego poszczególne zainteresowania, których wierzcie mi, ma naprawdę sporo. O tym jednak można się przekonać, zagłębiając się w jego dalsze wspomnienia. Wraz z kolejnymi stronami, dowiadujemy się, o Dickinsonie coraz więcej. Dla zagorzałych fanów większość z tych informacji, pewnie nie jest żadną nowością, jednak dla osób, które nie miały dotąd okazji zagłębiać się w historię zespołu i życie jego poszczególnych członków i ograniczyły się jedyne do odsłuchiwania utworów zespołu, kolejne informacje, z pewnością okażą się czymś ciekawym, z czym naprawdę warto się zapoznać.
Prawdę mówiąc, w mgnieniu oka opowieści o tym, co działo się przed wejściem na muzyczną drogę, dobiegają końca. Szybko dostajemy te istotniejsze informacje, które mówią o pierwszych zespołach, do których trafiał wokalista. O pierwszych nabytych sprzętach potrzebnych do tego, by nagrać utwory, co w tamtych czasach stanowiło spore wyzwanie, zważywszy na to, że technologia nie była tak rozwinięta, jak obecnie. Nie brak również wspominek o zespołach, które stały się inspiracją, jak i tych, dotyczących nawiązywania nowych znajomości z ludźmi z branży muzycznej.
Niektóre z rozdziałów są poświęcone kwestią w żaden sposób niezwiązanym z zespołem i karierą muzyczną, choć naprawdę fajną sprawą jest otrzymanie odpowiedzi na to, czemu w ogóle zaczął śpiewać i wybrał taką, a nie inną życiową drogę. W „Do czego służy ten przycisk? Autobiografia” dostajemy sporą dawkę ciekawych wspomnień dotyczących szermierki, która jest jedną z pasji Bruce'a Dickinsona. W innych możemy poczytać o tym, jak dążył do uzyskania licencji pilota, dzięki którym mógł rozpocząć pracę w liniach lotniczych, kursując między różnymi kontynentami i dlaczego się na to zdecydował. Nie brak również wzmianki o pisaniu książek, czy scenariuszy filmowych. Bo oczywiście autor, to nie tylko wokalista heavy metalowego zespołu i pilot lotniczy. Jest on wszechstronnie uzdolniony i nie ma problemu z tym, by wykorzystywać swój talent na każdej możliwej płaszczyźnie.
Najciekawszymi moim zdaniem momentami z całej książki, są jednak te, które skupiają się na wspomnieniach z pobytu w Sarajewie, czy Nowym Jorku w dniu zamachów, które miały miejsce 11 września. Ponadto, autor opowiada również o chwili, w której dowiedział się o ciężkiej chorobie i sporą ilość stron poświęca temu, by przedstawić czytelnikowi czas, w którym zmagał się z chorobą, dążąc do jej pokonania.
Podsumowując, Dickinson wykonał kawał dobrej roboty, pisząc tę książkę i zamieszczając w niej sporą ilość opisów, które w sporym stopniu pobudzają wyobraźnię i pozwalają wizualizować sobie w głowie poszczególne miejsca i sytuacje, co od samego początku nadaje tej książce charakteru, który w połączeniu ze świetnym, aczkolwiek luźnym stylem pisarskim, tworzy całość, którą czyta się szybko i naprawdę przyjemnie. Sięgając po ten tytuł, czytelnik może liczyć się z tym, że znajdzie tam sporą ilość różnego rodzaju ciekawostek, anegdotek i zabawnych komentarzy w Brytyjskim stylu, dotyczących różnych sytuacji. Co ważne widać, że autor ma spory dystans do samego siebie, ale również tego, z czym się spotykał na przestrzeni całego swojego dotychczasowego życia. Osobiście spodobało mi się to, że w książce zabrakło miejsca dla wywlekania spraw związanych z małżeństwami, rozwodami, czy innymi kwestiami, które jednak są prywatnymi sprawami, jakie nie powinny być wywlekane publicznie. Chciałam przeczytać książkę mówiącą o karierze muzycznej i ciekawszymi wydarzeniami, w jakich Dickinson brał udział i taką też otrzymałam. A każdemu, kto ma ochotę na spędzenie czasu nad ciekawą, świetnie napisaną biografią, mogę z czystym sumieniem polecić ten tytuł, nawet jeśli nie gustuje w tym konkretnym gatunku muzyczny.
Nadszedł wreszcie wyczekiwany przez miliony fanów dzień, w którym światło dzienne ujrzała autobiografia ów człowieka renesansu. Niejeden miłośnik Iron Maiden ostrzył sobie zęby i przełykał nadmiar śliny na samą myśl o zawartości książki: „Bruce Dickinson – Autobiografia: Do czego służy ten przycisk?”. Wszak większość życia spędzonego w towarzystwie wesołej ferajny Steve’a Harris’a musiało obfitować w niezliczone anegdoty, wypadki, kłótnie, czy zdarzenia, które z przyjemnością poznałby każdy fan zespołu. I w tym miejscu należy ostudzić nieco emocje oraz polać głowy zimną wodą. Nie jest to bowiem opowieść jakiej się spodziewacie.
Pan Dickinson to piekielnie inteligentne stworzenie. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Stanie na czele tak potężnej machiny tortur jak Żelazna Dziewica, zdobycie wszelakich licencji lotniczych, szkolenie młodych pilotów – to wszystko (oraz wiele więcej) potwierdza jego wielkość. I właśnie o tym w dużej mierze traktuje lektura jego książki. Zawiedzie się ten, kto poszukuje mnóstwa ciekawostek z obozu Iron Maiden. Owszem, znajdziemy kilka fajnych wspomnień „spoza sceny”, ale dla spragnionych ociekających krwią i testosteronem newsów z muzycznej przygody Bruce’a nie mam dobrych wieści. Wątki dotyczące Ironów potraktowane są na zasadzie: „weszliśmy do studia, nagraliśmy nowy album, pojechaliśmy w dłuuugą trasę, było bardzo wyczerpująco ale fajnie ”. Potem znów studio, koncerty itd., itp. Dużo więcej dowiecie się o jego prywatnych zamiłowaniach do latania, czy szermierki. Jest też co nieco o przebytej (na szczęście zwycięskiej) walce z rakiem. A na deser ani słowa o życiu prywatnym, tudzież uczuciowym. Hmmm... Czy to przekreśla powyższy tytuł? Zależy jak na to spojrzeć...
Jeśli szukacie informacji o Iron Maiden – lepiej sięgnijcie po którąś z ich licznych biografii (polecam tą autorstwa Mick’a Wall’a „Run To The Hills”). Jeśli jednak chcecie przeczytać ciekawą historię człowieka żyjącego swoimi marzeniami, potrafiącego w dodatku je urzeczywistniać, a ponad to lubicie tematykę „wokółsamolotową” – jest to lektura dla Was idealna.
Mnie osobiście „Do czego służy ten przycisk?” nie powaliło na łopatki. Być może stało się tak dlatego, że legenda lidera Iron Maiden znacznie przewyższyła realia... Co nie zmienia faktu, że to kawał solidnej roboty. W końcu Dickinson nie sprzedałby nam bubla, co nie?!
Prawdę mówiąc, w mgnieniu oka opowieści o tym, co działo się przed wejściem na muzyczną drogę, dobiegają końca. Szybko dostajemy te istotniejsze informacje, które mówią o pierwszych zespołach, do których trafiał wokalista. O pierwszych nabytych sprzętach potrzebnych do tego, by nagrać utwory, co w tamtych czasach stanowiło spore wyzwanie, zważywszy na to, że technologia nie była tak rozwinięta, jak obecnie. Nie brak również wspominek o zespołach, które stały się inspiracją, jak i tych, dotyczących nawiązywania nowych znajomości z ludźmi z branży muzycznej.
Niektóre z rozdziałów są poświęcone kwestią w żaden sposób niezwiązanym z zespołem i karierą muzyczną, choć naprawdę fajną sprawą jest otrzymanie odpowiedzi na to, czemu w ogóle zaczął śpiewać i wybrał taką, a nie inną życiową drogę. W „Do czego służy ten przycisk? Autobiografia” dostajemy sporą dawkę ciekawych wspomnień dotyczących szermierki, która jest jedną z pasji Bruce'a Dickinsona. W innych możemy poczytać o tym, jak dążył do uzyskania licencji pilota, dzięki którym mógł rozpocząć pracę w liniach lotniczych, kursując między różnymi kontynentami i dlaczego się na to zdecydował. Nie brak również wzmianki o pisaniu książek, czy scenariuszy filmowych. Bo oczywiście autor, to nie tylko wokalista heavy metalowego zespołu i pilot lotniczy. Jest on wszechstronnie uzdolniony i nie ma problemu z tym, by wykorzystywać swój talent na każdej możliwej płaszczyźnie.
Najciekawszymi moim zdaniem momentami z całej książki, są jednak te, które skupiają się na wspomnieniach z pobytu w Sarajewie, czy Nowym Jorku w dniu zamachów, które miały miejsce 11 września. Ponadto, autor opowiada również o chwili, w której dowiedział się o ciężkiej chorobie i sporą ilość stron poświęca temu, by przedstawić czytelnikowi czas, w którym zmagał się z chorobą, dążąc do jej pokonania.
Podsumowując, Dickinson wykonał kawał dobrej roboty, pisząc tę książkę i zamieszczając w niej sporą ilość opisów, które w sporym stopniu pobudzają wyobraźnię i pozwalają wizualizować sobie w głowie poszczególne miejsca i sytuacje, co od samego początku nadaje tej książce charakteru, który w połączeniu ze świetnym, aczkolwiek luźnym stylem pisarskim, tworzy całość, którą czyta się szybko i naprawdę przyjemnie. Sięgając po ten tytuł, czytelnik może liczyć się z tym, że znajdzie tam sporą ilość różnego rodzaju ciekawostek, anegdotek i zabawnych komentarzy w Brytyjskim stylu, dotyczących różnych sytuacji. Co ważne widać, że autor ma spory dystans do samego siebie, ale również tego, z czym się spotykał na przestrzeni całego swojego dotychczasowego życia. Osobiście spodobało mi się to, że w książce zabrakło miejsca dla wywlekania spraw związanych z małżeństwami, rozwodami, czy innymi kwestiami, które jednak są prywatnymi sprawami, jakie nie powinny być wywlekane publicznie. Chciałam przeczytać książkę mówiącą o karierze muzycznej i ciekawszymi wydarzeniami, w jakich Dickinson brał udział i taką też otrzymałam. A każdemu, kto ma ochotę na spędzenie czasu nad ciekawą, świetnie napisaną biografią, mogę z czystym sumieniem polecić ten tytuł, nawet jeśli nie gustuje w tym konkretnym gatunku muzyczny.